Start na biegówkach z Polany Jakuszyckiej do granicy Rezerwatu Torfowiska Doliny Izery.
Spływ symboliczny ze względu na niski stan wody, ale szurając na naratach z packraftem na plecach przez 20km musiałem zanurzyć wiosło.
Później pokręciłem się jeszcze po lesie i odwiedziłem ulubione miejsca przy Izerze.
Po całodniowych zmaganiach, ciepły kapuśniak w schronisku Orle smakował jak najbardziej wyszukane danie.
Ostatnie 5km przejechałem już po zapadnięciu zmroku w pięknym nocno/zimowym klimacie.
Trzymam kciuki za opady śniegu również na nizinach, bo w styczniu widzimy się na szkoleniu skiraftingowym w Drawieńskim Parku Narodowym (szkolenie jest bezpłatne i przeznaczone dla osób początkujących). Do zobaczenia na szlaku!
Pierwszy raz zrobiliśmy pełną pętlę packraftową. Rozpoczynając spływ z przystani Piła Młyn wróciliśmy rzeką do przystani Piła Młyn.
Na początku spłynęliśmy bardzo łatwym odcinkiem Brdy. Później przenoska ze stromym podejściem na rzekę Kamionkę.
Stąd udało nam się pokonać jedynie kilometr pod prąd, ponieważ okazało się, że Kamionka ma całkiem żwawy nurt, a do tego wiał mocny przeciwny wiatr. Dosyć długa przenoska na Jezioro Środkowe z nowym patentem niesienia packrafta na packrafcie (całkiem wygodnym).
Kolejna krótsza przenoska na Jezioro Szpitalne. Tutaj wiatr, który hamował nas na Kamionce wiał mocno w plecy, więc pomimo lekkiego deszczu płynęło się całkiem przyjemnie.
Z jeziora Szpitalnego ponownie weszliśmy na Brdę i dopłynęliśmy do miejsca, gdzie rano rozpoczynaliśmy spływ. Pływając na cięższych jednostkach, nawet nie pomyślałbym o takim szlaku, jednak z packraftem wszystko jest możliwe!
Stążka (która później zmienia się w Rudą – chociaż to ta sama rzeka) ma około 12km odcinka spływowego. Możemy płynąć od Jeziora Okierskiego do Gołąbka (granica rezerwatu). Kolejny odcinek dostępny jest za rezerwatem “Bagna nad Stążką” powyżej mostu na drodze: Rudzki Most – Cekcyn aż do ujścia do Brdy, gdzie 50 metrów dalej, po lewej stronie, znajduje się pole namiotowe Świt.
Przygodę rozpocząłem na parkingu przy śluzie Leśniewo Dolne. Tutaj na chwilę wszedłem na wodę, aby opłynąć śluzę, ukończoną zaledwie w 20%. Jest to jeden z elementów Kanału Mazurskiego, który miał łączyć drogą wodną Mazury – Bałtyk.
Po około 500 metrach przenoski, dotarłem do monumentalnej Śluzy Leśniewo Górne z największym, bo aż 17 metrowym spadkiem, z 10 zaplanowanych stopni wodnych.
Pochmurna pogoda sprawiła, że miejsce wydawało się jeszcze bardziej ponure, co dodało klimatu mojej przygodzie. Zwiedzenie śluzy z poziomu packrafta jest niezapomnianym przeżyciem.
Po krótkiej przenosce wszedłem już na Kanał Mazurski i po około 5km spływu, w stojącej wodzie, dotarłem do Jeziora Mamry. Po drodze minąłem zabytkowy jaz walcowy, który miał zabezpieczać dolinę przed zalaniem na wypadek awarii śluzy. W tym miejscu czeka nas również około 250 metrowa przenoska, ponieważ kawałek dalej, kanał jest przedzielony wałem (z wału skorzystałem w drodze powrotnej, aby przekroczyć Kanał Mazurski).
Dalej przepłynąłem również koło ruin mostu wysadzonego przez Niemców w 1945 roku, kiedy kilkadziesiąt kilometrów dalej była już Armia Czerwona. Jezioro Mamry przywitało mnie silnym przeciwnym wiatrem, który uspokoił się przy rezerwacie i zatoce Sosnówka. Tutaj znalazłem plażę do wygodnego wyjścia, znajdującą się dosłownie 200 metrów od tzw. bunkrów gigantów w Mamerkach.
Cały teren to ponad trzydzieści obiektów wojskowych III Rzeszy (w większości dostępnych do zwiedzania przez całą dobę). Jedynie Muzeum II Wojny Światowej i wieża widokowa dostępne są w określonych godzinach. Po odwiedzeniu większości budowli, doszedłem do torów prowadzących do Kanału Mazurskiego. Po obu stronach rzeki znajduje się ścieżka kończąca się przy śluzach w Leśniewie, gdzie zakończyłem swoją przygodę.
Chociaż spływ Kanałem Mazurskim trudno porównać do spływu naturalnie meandrującymi rzekami, to przygoda na długo pozostanie w mojej pamięci, właśnie ze względu na bogactwo obiektów historycznych i bardzo ją polecam!
Do Dziektarzewa dojechałem dosyć późno. Zegar słoneczny pokazywał już pierwszą, na szczęście według czasu letniego. Ciekawe czy da się przestawić zegar słoneczny?.
Tutaj z kościelnego parkingu ruszyłem w górę rzeki do miejscowości Ogonowo. Za ostatnim domem we wsi, znalazłem wygodne wejście na Wkrę.
Spływ rozpocząłem od głównego gwoździa programu – Rezerwatu Dziektarzewo, który pomimo groźnie wyglądających zwałek, okazał się spławny bez wychodzenia z packrafta. Dalszy spływ przebiegał już praktycznie bez żadnych przeszkód z nisko operującym słońcem, które tylko czasami trochę podgrzewało moje ciało.
Po drodze trafiły się trzy zimorodki, a czysta woda pozwalała na obserwację ryb. Po zakończeniu spływu, pierwszy raz w tym roku poczułem zbliżającą się zimę. Mój polar nie stanowił żadnej bariery dla silnie wiejącego wiatru i dosyć niskiej temperatury. Wbrew pozorom jest to uczucie bardzo przyjemne, które wywołało uśmiech.
Przy zachodzącym słońcu, przez mały las i piękne łąki wróciłem na kościelny parking, gdzie właśnie kończyła się msza. Pomyślałem, że leśno-wodna przygoda była również jak wizyta w świętym miejscu, tym bardziej, że moja ścieżka, zupełnie spontanicznie narysowała znak nieskończoności. Wyszło około 8km wodą i 3,5km lądem.
Swoją przygodę rozpocząłem w miejscowości Pozezdrze. Samochód możemy zostawić na parkingach przy cmentarzu lub orliku.
Po wejściu na czerwony szlak, dość szybko doszedłem do polowej kwatery Himmlera. Miejsce jest na tyle ciekawe, że postanowiłem je również odwiedzić po spływie, w trakcie trekkingu powrotnego.
Po zejściu z czerwonego szlaku, wszedłem na atrakcyjną ścieżkę przyrodniczą prowadzącą w kierunku rzeki. Część trasy musiałem pokonać na przełaj, przez las. Rzeka Sapina okazała się bardzo łatwa – idealna do płynięcia z rowerem. Bardzo słaby nurt wynagradza przejrzysta woda, cisza i ładny las w jej okolicy.
Po kilku kilometrach dotarłem do Jeziora Stręgiel a następnie do Jeziora Święcajty, gdzie przy plaży w Ogonkach zakończyłem spływ. Trekking rozpocząłem już po zapadnięciu zmroku.
Po drodze, przy czerwonym szlaku, czekała na mnie największa atrakcja – czyli zwiedzanie Kwatery Polowej Himmlera i budynków w jej okolicy. Odwiedzenie tego miejsca w nocy, dodało do mojej przygody niesamowitego klimatu (należy być bardzo ostrożnym, ze względu na zapadliska i studzienki).
Spływ przedstawiony na mapie poniżej miał około 8km, natomiast trekking powrotny połączony ze zwiedzaniem bunkrów – 6km.
Gdybym nie postanowił spłynąć każdej rzeki w Polsce, przynajmniej na jednym fragmencie, pewnie nigdy nie odkryłbym uroku Orzyca. A to byłaby wielka strata!
Orzyc od Starego Szelkowa do Narwi, to jeden z najładniejszych odcinków spływowych na Mazowszu. Bardzo czysta woda z ogromną ilością ryb, dosyć łatwe przeszkody nie wymagające przenosek, mnóstwo małych plaż i miejsc na biwak, ogromne zielone łąki rozciągające się po horyzont i absolutna cisza.
Parking i wygodne wejście do wody znajduje się w Szelkowie przy samym moście. Stąd mamy około 12km do ujścia Orzyca do Narwi. Rzeka na tym odcinku naturalnie meandruje i ma całkiem przyjemny nurt.
Próbowałem również wpłynąć do starorzecza Orzyca, jednak obecnie jest on całkowicie zarośnięty, ale np. na wiosnę, będzie to świetna opcja na kawałek trasy powrotnej, gdyż starorzecze kończy się małym jeziorkiem i nie ma w nim nurtu (znajduje się przy samym ujściu Orzyca do Narwi).
Narew w tym miejscu jest majestatycznie duża i dzika, ale za to dosyć bezpieczna. Praktycznie na całej szerokości mamy obecnie płytką wodę i piaszczyste dno. Tutaj kolejne zaskoczenie – w tak dużej nizinnej rzece widać dno. Płynąc Narwią do Gnojna, po ponad 20km spływu mamy zaledwie 8km trasy powrotnej. Ja zdecydowałem się zakończyć spływ wcześniej ponieważ „walczyłem” na starorzeczu Orzyca i postanowiłem sprawdzić wyjątkowość Narwi polegającą na licznych odnogach.
Narew jest jedną z niewielu rzek w Europie, które zachowały naturalny, wieloramienny system rzeczny. Zamiast jednego głównego nurtu, tworzy liczne odnogi i kanały, które przeplatają się ze sobą, tworząc skomplikowaną sieć wodną. Ten typ rzeki nazywany jest anastomozującym i jest niezwykle rzadki w skali światowej. Aby zobaczyć taką odnogę wystarczy popłynąć około 250 metrów w górę Narwi od ujścia Orzyca.
To wszystko zaledwie 70km na północ od Warszawy – bardzo mocno polecam!
Trekking od Kościoła św. Jana Chrzciciela w Brochowie (miejsce chrztu Fryderyka Chopina) w kierunku miejscowości Malanowo.
Spływ Bzurą do kanału Łasica. Bzura na tym odcinku nie ma żadnych przeszkód i świetnie nadaje się również na bikerafting.
W Kanale Łasica może płynąć “pod prąd” ponieważ nurtu jest praktycznie niezauważalny. Już na samym początku, czeka nas przenoska, przy dwóch jazach (około 150 metrów). Obecnie kanał jest mocno zarośnięty i płynie się nim bardzo ciężko.
Kanał Łasica polecam na wiosnę, ponieważ wody jest dosyć sporo i przy braku roślinności będzie płynęło się bez problemu. Dopłynięcie (częściowo trekking) do Kampinoskiego Parku Narodowego i powrót czerwonym szlakiem do Kościoła w Brochowie, gdzie rano zaczynałem swoją przygodę.
Po drodze bardzo dobra pizza w Janowie (“Pojedzone”), a na deser jagodzianki wypiekane również w tym samym lokalu – polecam!
Trekking przez Puszczę Drawską (w sumie około 12km) i spływ czterema rzekami – Parplą, Rakonią, Kokną i Drawą.
W Parpli było mało wody, więc spływ polegał bardziej na ciągnięciu packrafta tzw. “walk the dog”, na dosyć krótkim ujściowym odcinku.
Przez całą noc słyszeliśmy również rykowisko i mieliśmy wizytę dzików, które tylko przebiegły przez nasz obóz, nie zatrzymując się nawet na chwilę – co za brak kultury, świnie! ????.
Mapa spływu (przy obecnym stanie wody, polecam pominąć Parplę):
W planach miałem spłynięcie Tarczynką do rzeki Jeziorki. Jednak w miejscowości Prace Małe, Tarczynka okazuje się rzeczką o szerokości 50cm i głębokości 5cm.
Dlatego wyruszam z miejscowości Łoś w górę Jeziorki, a później Tarczynki i tutaj ta mała rzeczka okazuje się już nieco szersza, ale głębokość nadal pozostaje na 5cm – to w zupełności wystarczy dla packrafta. Wolę również wracać w korycie rzeki, ponieważ dotarcie do końcowego fragmentu Tarczynki jest bardzo trudne i nogi wręcz pulsują od poparzeń pokrzywami. Ta mała rzeka zawalona jest drzewami. Przeszkody występują co kilka metrów. Dodatkowo na jej końcu, przy ujściu do Jeziorki znajduje się wysoka bobrowa tama, której przez zarośla nie da się obejść.
Po wpłynięciu do Jeziorki jest już znacznie łatwiej. Dalej również są zwałki, ale tylko dwie muszę obchodzić brzegiem. Jest tu pięknie i dziko i trudno uwierzyć, że znajdujemy się blisko Warszawy. Po drodze mijam Rezerwat Skarpa, przy którym znajduje się wygodne wyjście na brzeg. Za miejscowością Łoś robi się już łatwiej i przenoski wymuszają tylko kładki, które wiszą tuż nad lustrem wody.
Dopływam w okolice miejscowości Bogatki, gdzie wychodzę na niebieski szlak, który istnieje tylko na mapie ????.
Z pomocą GPS’a dochodzę do zielonego szlaku, przy którym znajduje się wiata i miejsce na ognisko. Stąd już dobrze oznaczonym zielonym szlakiem wracam do miejscowości Łoś.
Rzekę Tarczynkę obecnie można uznać za niespławną, a do tego jest niezwykle uciążliwa. Jeziorka jest już znacznie łatwiejsza, chociaż również ma w sobie sporo zwałek i kilka przenosek. Wszystko wynagradzają sielskie krajobrazy i piękne okoliczności przyrody, które w tym rejonie wydają się dość niezwykłe. Mapa spływu (przy obecnym stanie wody, polecam pominąć Tarczynkę):
W ramach witryny stosujemy pliki cookies. W każdej chwili można dokonać zmiany ustawień dotyczących cookies w swojej przeglądarce. AkceptujęPolityka prywatności