Bukowa, Lasy Janowickie i polski ośrodek garncarstwa

Swoją przygodę na rzece Bukowej rozpoczynam w malowniczym Łążku Garncarskim – miejscowości, która już od XVIII wieku słynie jako jeden z najważniejszych ośrodków garncarstwa w Polsce.

Mieszkańcy tego regionu od pokoleń zajmują się wyrobem ceramiki, naczyń oraz kafli, korzystając z lokalnie pozyskiwanej gliny – czerwonej i siwej, wydobywanej z pól oraz samej rzeki Bukowej.

W Łążku udało mi się porozmawiać z Januszem Wasągiem, garncarzem z wieloletnim doświadczeniem, który z pasją opowiadał o swojej profesji.

(Przed rozpoczęciem spływu zaglądam jeszcze nad pobliską rzekę Białą, jednak niski poziom wody uniemożliwia mi jej przepłynięcie).

Z wioski kieruję się zatem nad rzekę Bukową i po przejściu około 1 kilometra, czeka już na mnie dzika przyroda.

Bukowa od samego początku zachwyca urokliwymi meandrami oraz dynamicznym nurtem, który jak na tak kameralną rzeczkę okazuje się zaskakująco żywy.

Szlak prowadzi przez las, a po minięciu miejscowości Nowa Ruda, otoczenie staje się jeszcze bardziej malownicze dzięki wysokim, stromym skarpom, które dodają uroku całej wyprawie.

Mój spływ kończę po około 10 kilometrach w miejscowości Kuziory, skąd czeka mnie jeszcze 8 kilometrów pieszej wędrówki powrotnej przez przepiękny, spokojny las.

Gorąco polecam rzekę Bukową. Z wielką przyjemnością wrócę na wcześniejsze jej odcinki, kiedy poziom wody będzie nieco wyższy. Obecnie stan rzeki bardziej przypomina lipcowe warunki niż wiosenne – wodowskaz pokazywał zaledwie 36 cm – ale mimo to spływ tym fragmentem był naprawdę przyjemny.





Kamienna, przełom w Bałtowie – śladami dinozaurów

Przełomowy odcinek Kamiennej (lewego dopływu Wisły), w okolicach Bałtowa tworzy imponujący meander – idealny do packraftingu.

Startuję za Rudką Bałtowską, gdzie tuż przy rzece znajduje się niewielki parking i wygodny slip – kiedyś startowały stąd tratwy. Jedyna przenoska na trasie czeka w Bałtowie, najlepiej wpłynąć wtedy do Przystani Okręglica. Po minięciu, elektrowni i JuraParku (to właśnie w Bałtowie odkryto ślady dinozaurów), Kamienna przyspiesza i pojawiają się łatwe bystrza.

Spływ najlepiej zakończyć w Skarbce Dolnej – stąd jest bezpośrednie wejście na niebieski szlak. Ja popłynąłem trochę dalej – do Pętkowic. Stamtąd ruszyłem pieszo w kierunku Doliny Lesowych Wąwozów i wspiąłem się na Grzędę Ulowską przez Wąwóz Sobieskiego.

Po drodze, przechodząc przez Zwierzyniec Bałtowski, spotkałem m.in. żubry, a przy “Polska w Miniaturze” odbiłem w stronę rezerwatu Ułów, gdzie czekał na mnie mój samochód.

Ponieważ stosunkowo blisko znajduje się zamek Krzyżtopór, postanowiłem go jeszcze odwiedzić. W przyzamkowej fosie wody niestety nie ma – więc pływać się nie da 😉





Cicha Woda i potężny Klasztor Cystersów w Lubiążu – packrafting.

Klasztor Cystersów w Lubiążu to drugi co do wielkości obiekt sakralny na świecie. Początkowo wcale nie planowałem jego zwiedzania – chciałem tylko rzucić okiem i ruszyć dalej w stronę rzeki, ale przed wejściem zauważyłem grupę ludzi zbierającą się przy bramie. Podszedłem z ciekawości i okazało się, że za chwilę zaczyna się zwiedzanie z przewodnikiem (koszt 30zł). Decyzja była spontaniczna – i strzał w dziesiątkę.

Przewodniczka z pasją opowiadała o historii tego potężnego opactwa, założonego w 1175 roku. Przeszliśmy przez barokowe sale, monumentalne korytarze i ogromne krużganki.

Po lekcji historii ruszyłem zielonym i żółtym szlakiem w stronę Cichej Wody – małej, spokojnej rzeczki (raczej nikt nią wcześniej nie spływał).

Cicha Woda, zgodnie z nazwą, płynie łagodnie, ale czasami ma dosyć trudne przenoski i wypłycenia. Pomimo meandrów jest rzeką częściowo uregulowaną.

Przy samym ujściu Cichej Wody do Odry rzeka jest płytka, ma bardzo dużo zwałek, kamieni i pali, dlatego przy obecnym stanie wody nie udało mi się wpłynąć do Odry.

Do (bezpłatnego) parkingu pod klasztorem, wróciłem żółtym szlakiem spoglądając czasami jeszcze na Cichą Wodę.





Wielka przygoda na Czernej Wielkiej – Bory Dolnośląskie

Spływ Czerną Wielką w kierunku nieistniejącej wsi Nowoszów to prawdziwa przygoda dla miłośników dzikiej natury. Rzeka wije się przez największy zwarty kompleks leśny w Polsce – Bory Dolnośląskie, zachwycając żwawym nurtem i licznymi zwałkami, które momentami wymagają siły i dużej sprawności.

Podczas swojej przygody sprawdziłem również mniejsze strumienie w okolicy, takie jak Olsza, jednak żaden z nich nie nadawał się do spływu.

Trafiłem za to na niezwykle malownicze miejsce zwane “Wenecją w Borach Dolnośląskich” – wyspę otoczoną stawem, z ogromnym, zadaszonym paleniskiem. To oaza spokoju, oddalona od cywilizacji, gdzie można wsłuchać się w absolutną ciszę i podziwiać bogactwo ptasiego świata.

Ostatnim punktem mojej przygody była nieistniejąca wieś Nowoszów – miejsce pełne historii i tajemnic. Wśród ruin dawnych zabudowań można odnaleźć cmentarz oraz słynny “czerwony most”.

W drogę powrotną do samochodu ruszyłem przez bajkowy las, który momentami prowadził mnie wzdłuż meandrującej Czernej Wielkiej.

Choć spływ tą rzeką dostarcza niezapomnianych wrażeń, nie jest to trasa dla każdego. Na tym odcinku czeka kilkadziesiąt przenosek, z których niektóre wymagają sporo wysiłku. Nawet jeżeli nie zamierzasz pokonać Czernej z packraftem i tak polecam to miejsce na wypad rowerowy czy zwykły spacer połączony z ogniskiem na wyspie.

Przy rzece Czernej możesz również zaplanować legalnie biwak, ponieważ do zachodniej strony rzeki przylega teren “zanocuj w lesie”.





Packraftem do wnętrza ziemi. Przygoda w kopalnia kwarcu “Stanisław”.

Po spłynięciu dziewiczymi fragmentami rzek Izery i Kamiennej wydawało mi się, że wykorzystując packrafta i narty biegowe w Górach Izerskich, nie mam już nic więcej do odkrycia.

Badałem jeszcze kilka mniejszych górskich potoków, ale obecnie, ze względu na niski stan wody, nie nadają się one do spływów.

Nie spodziewałem się jednak, że z wykorzystaniem packrafta czeka mnie jeszcze jedna niesamowita przygoda…

Do kopalni kwarcu „Stanisław” można dotrzeć na nartach biegowych z Polany Jakuszyckiej lub – jeśli idziemy pieszo – krótką trasą z Rozdroża Izerskiego.

Odkrywkową część kopalni postanowiłem zobaczyć z najwyższego szczytu, a zarazem punktu widokowego – Izerskich Garbów (1084 m n.p.m.), na które wdrapałem się na nartach biegowych. Z tego miejsca, oprócz majestatycznej kopalni, można podziwiać również panoramę Karkonoszy. Następnie zielonym szlakiem zjechałem w dół, a na wysokości około 800 metrów, już poza szlakiem, udałem się w okolice źródeł rzek Małej Kamiennej i Kwisy, gdzie znajduje się także wejście do wyrobiska.

Sztolnia jest oznaczona na mapach mapy.cz. To jeden z największych kompleksów w rejonie Szklarskiej Poręby. Składa się z szerokiego korytarza głównego oraz siedmiu odnóg, które mogły pełnić funkcję eksploatacyjną lub poszukiwawczą. Całkowita długość wszystkich chodników przekracza 360 metrów. W sztolni można znaleźć nie tylko żyłowy kwarc, ale także skały wapienno-krzemianowe, łupki kwarcowo-łyszczykowe, gnejsy kwarcowe oraz fragmenty karkonoskiego granitu.

Woda w sztolni jest krystalicznie czysta, dzięki czemu można bez trudu dostrzec wszystkie przeszkody. Podwyższony poziom wody pozwolił mi na swobodne pływanie po większej części kopalni. Mieniące się minerały, zupełna cisza, ciemność i kapiąca woda tworzą niezwykłą atmosferę. Tej przygody nie zapomnę do końca życia!





Packraftem przez najkrótszą rzekę Polski! Klonownica i Netta

Packraftową przygodę rozpoczynam na Jeziorze Necko, tuż przy campingu Necko. Po chwili kieruję się w stronę Klonownicy – najkrótszej rzeki w Polsce, mającej zaledwie 800 metrów długości. Już przy samym wlocie czeka mnie pierwsze wyzwanie – cienka warstwa lodu. Packraft bez większego problemu przebija się przez zamarzniętą powierzchnię.

Po szybkim pokonaniu Klonownicy wpływam na Jezioro Białe Augustowskie. Cisza i brak innych jednostek pływających sprawiają, że mam cały akwen tylko dla siebie. Po krótkiej chwili decyduję się wrócić na Jezioro Necko, aby stamtąd popłynąć Nettą w kierunku centrum Augustowa. Po drodze mijam wyciąg do nart wodnych – latem to miejsce tętni życiem, ale teraz jest zupełnie pusto. Tutaj uderza we mnie dosyć silny, przeciwny wiatr około 4 Bft, a fale zaczynają wlewać się do packrafta. Trudno wiosłować ale wiem, że wystarczy dotrzeć do Netty, gdzie czeka mnie zakręt o 90 stopni i bardziej osłonięte brzegi. Gdy tylko tam wpływam, wiatr ustaje, a nawet zaczyna lekko pchać mnie w plecy.

Na całej trasie, liczącej około 7 km, nie spotykam ani jednej jednostki pływającej. Ze względu na silny wiatr decyduję się nie wracać na jezioro, tylko ruszam pieszo do punktu startu (około 2km). Po drodze mijam multimedialną ławeczkę grającą “Augustowskie Noce” – kultowy utwór związany z tym miejscem.





Czarna Hańcza i 200 lat Kanału Augustowskiego

Tym razem ruszyłem na przygodę w sercu Podlasia, gdzie historia spotyka się z dziką przyrodą. Trekking rozpocząłem w Mikaszówce, niewielkiej wsi ukrytej wśród lasów, znanej z malowniczego, drewnianego kościoła z XIX wieku. Po krótkim zwiedzaniu ruszyłem w górę Czarnej Hańczy, pokonując 3,5 km pieszo przez sosnowe bory, które w wielu miejscach wyglądają jak rezerwat przyrody.

Po napompowaniu packrafta rozpocząłem spływ w dół rzeki. Czarna Hańcza na tym odcinku zachwyca – krystalicznie czysta woda, liczne meandry, wysokie brzegi i sosnowe lasy tworzą piękny, dziki krajobraz. Po drodze czekała mnie tylko jedna przenoska – przy drzewie, które całkiem niedawno osunęło się ze skarpy.

Przy Kanale Augustowskim odbiłem na chwilę w Szlamicę, by zobaczyć, jak wygląda to mniej uczęszczane wodne odgałęzienie. Szlamica niesie całkiem dużo wody i ma dość mocny nurt, dlatego powrót w górę rzeki sprawia pewne trudności. Można jednak popłynąć w dół Szlamicy, zrobić przenoskę na Kanał Augustowski i uniknąć walki z nurtem. Mnie jednak interesowało bezpośrednie połączenie Czarnej Hańczy z Kanałem Augustowskim – okazało się ono bardzo dobre, a brak nurtu pozwala na swobodne pokonanie go w obu kierunkach.

Sam Kanał Augustowski na tym odcinku jest dość dziki, a na licznych śluzach można podziwiać inżynieryjne arcydzieło z XIX wieku, które ma już ponad 200 lat! Latem śluzy są otwarte dla kajaków i packraftów, ale wyposażone są również w wygodne przenoski i miejsca do cumowania. Nagrodą za brak możliwości śluzowania była dla mnie zupełna cisza i pustka na szlaku, co pozwoliło w pełni cieszyć się urokami tego miejsca.

Kanał Augustowski to unikatowy zabytek hydrotechniczny, którego budowę rozpoczęto w 1824 roku z inicjatywy inżyniera Ignacego Prądzyńskiego. Powstał, by ominąć pruskie cła na Wiśle i stworzyć alternatywny szlak handlowy z Królestwa Polskiego do Bałtyku. Jest to jeden z najdłuższych zabytkowych kanałów w Europie – liczy ponad 101 km długości i posiada 18 zabytkowych śluz, z czego część znajduje się po stronie Białorusi. Brak nurtu pozwala na pływanie packraftem w obu kierunkach, również z rowerem.

Po 11 km na wodzie dotarłem z powrotem do miejsca startu, kończąc tę niesamowitą pętlę. Bardzo polecam!





Narty i spływ Liwcem – zimowy raj na Mazowszu

Wyruszyłem w niezwykłą zimową podróż na Szpicbergen, by przemierzać arktyczne tundry i zamarznięte fiordy… Żartowałem! To cudne Mazowsze i Polska.

Moja wyprawa rozpoczęła się w miejscowości Liw, skąd ruszyłem w stronę Grodziska, łącząc trekking na nartach z packraftem w plecaku. Trasa wiodła w górę rzeki Liwiec, a na czerwonym szlaku natrafiłem na rozlaną Strugę. Brak mostu zmusił mnie do wcześniejszego rozłożenia packrafta, niż pierwotnie planowałem. Była też opcja spłynięcia Strugą do Liwca, ale zależało mi na odwiedzeniu punktu widokowego na Sowiej Górze, którego nie chciałem ominąć. Po przepłynięciu rozlewiska na Strudze, wykorzystałem packrafta jako pulki i dotarłem na nartach w okolice Grodziska.

Na jednej z licznych plaż przy Liwcu rozpocząłem spływ. Rzeka na tym odcinku jest szeroka, pozbawiona przeszkód, a więc idealnie nadaje się również do bikeraftingu. Narty przytroczyłem prostopadle do dziobu packrafta, a bowbag zamocowałem na rufie. Takie rozwiązanie powoduje, że przy większych nartach nie zahaczamy wiosłem o sprzęt, jednak wymaga szerszych rzek bez przeszkód, gdyż nasz zestaw staje się dosyć szeroki.

Podczas spływu zrobiłem krótki postój, by wejść na punkt widokowy na Sowiej Górze (145 m n.p.m.). Widok na Dolinę Liwca z tej perspektywy był przepiękny. Było to jedyne miejsce, gdzie spotkałem innych ludzi tego dnia. Spływ zakończyłem przy malowniczym zamku w Liwiu, gdzie można zwiedzić zbrojownię.

Zimowa aura z silnym wiatrem i niską temperaturą sprawiła, że cały packraft pokrył się lodem, co dodało wyprawie dodatkowego uroku. Rozbijanie lodu podczas spuszczania powietrza przypominało dźwięk tłuczonego szkła – nietypowy, ale niezwykle satysfakcjonujący finał tego dnia.

To była podróż pełna przygód i niezapomnianych widoków, idealna na połączenie trekkingu, packraftingu i zimowych krajobrazów. Skirafting to jedna z najciekawszych odmian zimowego packraftingu – polecam!





Skirafting w Jakuszycach: dzika rzeka Kamienna i wsparcie Ducha Gór

Zimowa przygoda w Jakuszycach, gdzie udało się połączyć góry, śnieg, narty i spływ packraftowy. Rzeka Kamienna, płynąca na wysokości Jakuszyc, okazała się niezwykle uciążliwa: trudne przenoski, wypłycenia i ogromne głazy – jak na Kamienną przystało.

Płynąłem bardzo ostrożnie ze świadomością, że każdy błąd, nawet zamoczenie nogi, mogłoby zakończyć przygodę, bo temperatura oscylowała między -5 a -8 stopni. To wymusiłoby szybki i awaryjny odwrót. Wszystkie trudności wynagrodziła cisza, surowe piękno zimowej natury i prawdziwie dziki klimat, który pozwala poczuć się częścią tej przestrzeni.

Na rzece czułem wsparcie legendarnego Ducha Gór – Liczyrzepy, który nieustannie krąży nad Karkonoszami i Górami Izerskimi. Podobno nie raz ukazywał się wędrującym po tych lasach. Miałem wrażenie, że specjalnie dopuścił mi trochę wody do Kamiennej, która na początku wyglądała na niespławną, ale później udało się pokonać kilka odcinków. Z tego co wiem, na wysokości Jakuszyc jeszcze nikt tego wcześniej nie próbował.

Dużo frajdy sprawiło mi również poruszanie się po trudno dostępnym terenie i kopnym śniegu, na nartach trekkingowych.

Po spływie odwiedziłem Stary Kamieniołom, gdzie znajduje się monumentalna rzeźba „100 Ton” – granitowy głaz osadzony na czterech rzeźbionych stopach. Z tego miejsca, po dzikich zboczach Czerwonej Skałki, zjechałem przez las do ruin Zakładu Obróbki Kamienia „Czerwony Potok”.

Ostatnim przystankiem było dawne wyrobisko torfu, które okazało się całkowicie zasypane śniegiem. Szerokie narty pozwoliły na bezpieczne przemieszczanie się po podmokłym terenie.

Ale to była przygoda!

Izera – skirafting.

Start na biegówkach z Polany Jakuszyckiej do granicy Rezerwatu Torfowiska Doliny Izery.

Spływ symboliczny ze względu na niski stan wody, ale szurając na naratach z packraftem na plecach przez 20km musiałem zanurzyć wiosło.

Później pokręciłem się jeszcze po lesie i odwiedziłem ulubione miejsca przy Izerze.

Po całodniowych zmaganiach, ciepły kapuśniak w schronisku Orle smakował jak najbardziej wyszukane danie.

Ostatnie 5km przejechałem już po zapadnięciu zmroku w pięknym nocno/zimowym klimacie.

Trzymam kciuki za opady śniegu również na nizinach, bo w styczniu widzimy się na szkoleniu skiraftingowym w Drawieńskim Parku Narodowym (szkolenie jest bezpłatne i przeznaczone dla osób początkujących). Do zobaczenia na szlaku!