Tydzień temu czułem się zmęczony i trochę „zraniony” po solidnej przeprawie na Lutyni. Myślałem, że odpocznę… ale Śląska Ochla miała inne plany – postanowiła mnie dobić 😉
Na zaledwie kilku kilometrach musiałem pokonać kilkanaście przenosek, sześć tam bobrowych i długie wypłycenia. Startowałem na wysokości Kiełpina, a zakończyłem kawałek za Barcikowicami. Tam rzeka nie tylko stała się płytka, ale miejscami wręcz zarosła i dała mi jasno do zrozumienia – “dalej nie popłyniesz”.
Śląska Ochla, pomimo tego, że jest uregulowana jest również piękna, ale przy obecnym stanie wody to rzeka tylko dla wytrwałych.