Na początku, plan naszej przygody wydawał się prosty: spływamy Grabią do Widawki. Później zobaczyliśmy z Grześkiem, że do Widawki od lewej strony wpada Nieciecz. „Może zrobimy trzy rzeki na jednym spływie?”.
Szukamy informacji na temat spływów na Niecieczy – nie ma nic. Packraft powinien się zmieścić, jednak nawet ze zdjęć satelitarnych widać, że ta mała rzeczka zawalona jest drzewami. Dodatkowo jej nazwa trochę odstrasza – brzmi tak, jakby nie było w niej cieczy.
Mimo wszystko spróbujemy. Planujemy spłynąć do elektrowni na Widawce. Odkrywamy jednak, że taki wariant ma pewien mankament, ponieważ będziemy musieli wracać zwykłą asfaltową drogą. To słabe zakończenie dzikiej przygody, dlatego kombinujemy dalej.
Na mapach satelitarnych widać niepozorny i zarośnięty zbiornik, który nazywa się „Podkowa”. Jest to starorzecze Widawki.
Mamy gotowy ambitny plan. Trzy rzeki plus Podkowa, w czasie dosyć krótkiego jesiennego dnia.
Nasz plan ma jednak kilka niewiadomych. Po pierwsze, dojście do rzeki, którego nie ma na mapach. Po drugie, spływ rzeką, którą nikt wcześniej nie spływał. Po trzecie, spływ Podkową, która nie wiadomo czy w ogóle istnieje.
Mimo wszystko spróbujemy, bo przecież packrafting pozwala na dowolną zmianę planów w trakcie spływu. Spotykamy się wcześnie rano w Górkach Grabieńskich, w których trudno znaleźć miejsce do parkowania. Stajemy przed czyimś domem i chcemy zapytać, czy nie będzie problemu, jeżeli zostawimy w tym miejscu samochody. Niestety, gospodarze jeszcze śpią, a pies, który pilnuje domu, daje nam jasno do zrozumienia, że to jego teren.
Ruszamy na przygodę. Jeżeli z naszego parkowania zrobi się jakiś problem, to rozwiążemy go już po powrocie. Polna droga w kierunku Widawki, zmienia się w drogę leśną. Dalej według map nie ma już drogi, jednak odnajdujemy ścieżkę zakończoną mostkiem, z którego dostrzegamy piękną piaszczystą plażę. Tabliczka z napisem „kąpiel w tym miejscu jest niebezpieczna” wskazuje na to, że dla lokalsów, plaża jest ulubionym miejscem do kąpieli.
Pompujemy packrafty i płyniemy Grabią, która naturalnie meandruje. Nie ma również trudności, a jedynym zagrożeniem jest Pyton, który podobno uciekł gdzieś w okolicy ;).
W miejscowości Grabno kierujemy się zgodnie ze strzałką, lewą odnogą rzeki. Leży tutaj kilka powalonych drzew, jednak bardzo łatwych do pokonania packraftem. Po około 7km, Grabia uchodzi do Widawki, która zaskakuje nas swoją szerokością. Jak to możliwe, że rzeka o nazwie Widawka, jest dużo szersza od rzeki Widawy? Przy samym ujściu znajduje się pięknie położone pole biwakowe – Osada Kajakowa „Ujście”. Pytamy właściciela, który jest w trakcie budowy domków w koronach drzew, o możliwość rozpalenia ogniska. Nie dość, że właściciel się zgadza, to daje nam również suche drewno, za które nie chce przyjąć żadnej zapłaty. Po ciepłym posiłku płyniemy dalej majestatyczną Widawką, rozmyślając już o Niecieczy. Po około 1km wychodzimy z Widawki na lewą stronę i przez ogromną łąkę, przechodzimy około 500 metrów do Niecieczy.
Rzeka jest, ale już na starcie widzimy ogromne zwałki, więc postanawiamy ominąć je brzegiem rzeki. Prawym brzegiem przejścia dla nas nie ma, ponieważ nie mamy ze sobą maczety. Znajdujemy jednak prowizoryczną kładkę. Po drugiej stronie Niecieczy jest droga, którą dochodzimy do wejścia na rzekę.
Przez około 1,5 km spływu pokonujemy wiele zwałek, które na pierwszy rzut oka wydają się nie do spłynięcia. Sama rzeka wygląda bajkowo – jest wąska i dzika. Nasze packrafty nigdy wcześniej nie płynęły w tak wymagających warunkach. Część zwałek udrażniamy wspólnymi siłami. Packrafty skrzypią i jęczą na połamanych drzewach, jednak ze wszystkich opresji wychodzą bez szwanku.
Wspólnym wysiłkiem udaje nam się spłynąć dziewiczym fragmentem rzeki. Pomimo trudności uśmiechy nie znikają nam z twarzy i Niecieczą dopływamy do Widawki. Tutaj kolejny kilometr zupełnego relaksu, po którym wypatrujemy Podkowy. Na GPS Grzesiek potwierdza pozycję – „to musi być tutaj”. Wychodzę z Widawki i nie widzę Podkowy – jest za to ogromna łąka. Przechodzę jednak kawałek dalej i za zaroślami dostrzegam duży zbiornik, po którym da się pływać! Wracam po Grześka i po packrafta. Znowu jesteśmy w dzikim miejscu, królestwie ptaków, mocno zdziwionych naszą obecnością.
Podkową dopływamy do miejsca, które znajduje się w najbliższej odległości od naszych samochodów. Wchodzimy do lasu, a później na drogę prowadzącą do Górek Grabieńskich, gdzie pozostawiliśmy nasze samochody.
W trakcie spaceru powrotnego jest ogromna radość z tego, że w całości zrealizowaliśmy nasz ambitny plan. Jest również mały smutek, ponieważ czujemy, że na dzisiaj to już koniec niesamowitej przygody. Aby o nim zapomnieć, planujemy kolejną przygodę na odcinku rzeki, którym jeszcze nikt nie spływał :).
Kiedy dochodzimy do samochodów, pojawia się przesympatyczna właścicielka domu, przed którym pozostawiliśmy samochody. Po miłej rozmowie wykonuje telefon, informując swojego rozmówcę: „Zguby się znalazły, na spławie byli”.