W planach miałem spłynięcie Strzegomki, na której bardzo rzadko lub wcale, nie odbywają się komercyjne spływy. Szybko zrozumiałem dlaczego 🙂 Zaraz po wejściu na rzekę, w okolicach Kątów Wrocławskich, okazało się, że wody jest bardzo mało i swój spływ rozpocząłem od spaceru korytem rzeki, ciągnąc packrafta na smyczy – tzw. „walk the dog”.
Później czekało na mnie wiele wypłyceń, kamieni i zwałek, po których praktycznie nikt nie pływa. Sama Strzegomka ze swojej natury jest piękna.
Niestety człowiek trochę to popsuł zostawiając w niej sporo śmieci, które kumulują się na zwałkach. Mamy również niebezpieczne fragmenty, gdzie woda po bystrzach z dużą prędkością wpada na powalone drzewa.
Przez niski stan wody nie udało mi się pokonać długiego fragmentu rzeki. Aby przedłużyć sobie przygodę, postanowiłem, że 26 kilometrową drogę powrotną do samego domu pokonam pieszo. Pierwsza niespodzianka czekała mnie już na samym początku. Po spuszczeniu powietrza z packrafta i spakowaniu go do plecaka, okazało się, że znajduje się w delcie rzeki i bagniska, z którego trudno się wydostać.
Ponieważ nie chciało mi się ponownie pompować packrafta, odnalazłem miejsce, które wydawało się najmniej podmokłe. Po zostawionych śladach zobaczyłem, że miejsce to, do przeprawy przez bagno, wybierają również zwierzęta.
Ze znalezionych gałęzi przygotowałem prowizoryczne przejście i ciek wodny z bagniskiem pokonałem bez większych problemów.
Sam spacer, przebiegający w dużej części przez Park Krajobrazowy Doliny Bystrzycy, okazał się strzałem w dziesiątkę. Poruszając się szlakami pieszymi i ścieżkami rowerowymi, mogłem kilka razy spojrzeć na rzekę Bystrzycę, która jest znacznie szersza i głębsza niż Strzegomka. Obie rzeki płyną w tym miejscu równolegle i spotykają się po kilku kilometrach (Strzegomka jest dopływem Bystrzycy).
Przy wyższym stanie wody spłynę ten odcinek jeszcze raz, wpływając później do Bystrzycy. Po ponad czterech godzinach trekkingu (w połowie po zmroku), zmęczony i szczęśliwy dotarłem do domu 🙂